wyszperane w internecie - 4

 


ZMOWA KOMUCHÓW W SPRAWIE FASZYSTOWSKIEGO WYPĘDZENIA ŻYDÓW ZE ŚLĄSKA !!

https://forum.gazeta.pl/forum/w,102,24088451,24088451,kto_ograbil_palac_w_Swierklancu_.html#p24156596

      • detroitRe: kto ograbił pałac w Świerklańcu?19.05.05, 10:33
        Generał Ziętek Jerzy je sobie wziął, i nie tylko meble, a jak już wszystko se
        zabrał to kazał zamek i pałac wysadzić w powietrze, bo po co komu taki pusty
        pałac i zamek bez mebli na przykład.
        No a teraz temu Ziętkowi chcą duuuuży pomnik wystawić.
        Kazik Staszewski śpiewał że Ziętek na wszystko z nieba patrzy, tylko gdzie to
        niebo, bo coś czuje że to jest to samo niebo do którego trafi np. Łukaszenko.
          
          • Gość: ktosRe: kto ograbił pałac w Świerklańcu?IP: *.internetdsl.tpnet.pl19.05.05, 21:56
            oj gorol gorol, jak zwykle historie chcesz przekręcać zamiast sie pouczyć to
            wolisz jabcoki obalać! a może to warszawskie wydawnictwo książek do historii
            tak podaje? sam widzisz że nic nie wiesz a odzywasz sie i robisz z siebie
            błazna! ale widać taki juz twój los - ten typ tak ma.

            Jerzy Ziętek urodził się 10 czerwca 1901 roku w Szobiszowicach, robotniczej
            dzielnicy Gliwic. Szkołę podstawową i gimnazjum ukończył w Gliwicach. Został
            człowiekiem gimnazjalnego kółka „filaretów”. W tym czasie na Śląsku odbywały
            się powstańcze wiece. W 1920 roku został człowiekiem Polskiej Organizacji
            Wojskowej. Brał udział w II powstaniu Śląskim. Po zakończeniu powstania Gliwice
            znalazły się po niemieckiej stronie granicy, więc rodzina Ziętków przeniosła
            się do Tarnowskich Gór, tam Jerzy otrzymał pracę w starostwie gdzie pracował
            kolejno w poszczególnych działach administracyjnych. W latach 1930-1935 był
            posłem do sejmu z ramienia BBRW. Mimo wielu obowiązków służbowych Jerzy Ziętek
            nie zaniedbywał działalności społecznej, która zawsze była mu bliska. Wiele
            wysiłku włożył w przygotowania do obrony przed napaścią Niemiec. W czasie II
            wojny pracował i walczył na rzecz Polski. Po wojnie pełnił funkcje wojewody
            śląskiego i awansował do rangi pułkownika.
              
          • detroitRe: kto ograbił pałac w Świerklańcu?20.05.05, 07:00
            Młotku, widziałem fotokopie dokumentów podpisanych przez Ziętka, w których jest
            decyzja o wysadzeniu ruin Zamku i Pałacu w Świerklańcu - wtedy jeszcze
            okazałych, a nawet ogromnych. Jeśli te ruiny dotrwały by do dzisiaj to
            mielibyśmy największą atrakację na Śląsku i nie tylko.
            A meble i inne sprzęty, trudno udało sie ukraść, ale jak ukraść budynek? Coż
            nie da sie tego zrobić więc Generał go wysadził bo przecie germański był!
              
            • eichendorffRe: kto ograbił pałac w Świerklańcu?24.05.05, 10:59
              detroit napisał:

              > Jeśli te ruiny dotrwały by do dzisiaj to
              > mielibyśmy największą atrakację na Śląsku i nie tylko.

              Czy nikt nie zastanawiał się nad odbudową pałacu? Skoro można było Zamek
              Królewski w Wa-wie, to dlaczego nie pałac Donnersmarcków? Pewnie są gdzieś
              jakieś plany...
              Poza tym teraz są fundusze unijne!
                
        • Gość: RoninRe: kto ograbił pałac w Świerklańcu?IP: *.warszawa.cvx.ppp.tpnet.pl19.05.05, 22:55
          Masz rację pacanie- wzioł sobie je do grobu i teraz z nich
          korzysta!.Zapomniałeś że to się stało tuż po wojnie kiedy Zietek nic nie
          znaczył a więc nie mial na to wpływu.(Nie należało w szkole podstawowej
          opuszczać lekcji historii!).Jestem przekonany że do tej pory wyposazenie zamku
          jest w posiadaniu mieszkańców gminy Świerklaniec oraz Miasteczka i okolic lub
          ich następców, którzy za cichym przyzwoleniem ówczesnych władz rozgabili jego
          wyposażenie.Ten rabunek działał w oparciu o wzór Komuny: wszystko nasze:
          wspólny majątek,wspólne żony, a więc wspólne dzieci i dlatego mamy do
          wszystkiego wspólne prawo bo jest to nasze.Do dzisiaj takie przekonanie
          funkcjonuje w Nakle Śl.w sporze z Powiatem o Zamek, oraz hektary pól ,z ktorych
          wszyscy korzystali za wyjatkim prawowitego właściciela.
            
  • Gość: stary prykRe: kto ograbił pałac w Świerklańcu?IP: *.internetdsl.tpnet.pl30.05.05, 21:53
    Po pierwsze musimy rozróżnić o czym mówimy. Stary zamek wysadzony był w 1961
    roku, natomiast pałac tak zwany Mały Wersal spłonął w 1945 roku a w
    późniejszych latach został rozebrany. Meble były w pałacu, zamek nie był od
    jakiegoś czasu zamieszkiwany, pełnił funkcje nazwijmy je pomocnicze. Z relacji
    starych ludzi zamieszkujących okolice z którymi miałem kontakt (również rodzina
    bliższa i dalsza)ujawnia się wielki szacunek jaki oni mieli dla rodziny
    hrabiego i zaden z nich nie odważył by się połakomić na rzeczy swojego
    dobroczyńcy który dawał im pracę, budował kościoły, szpitale, itp. Zwłaszcza,
    że te meble i inne dobra były również wynikiem ich pracy. Natomiast skrępowań
    takich nie mieli inni, nie związani z tymi stronami. Kiedyś pewien znajomy (
    dziś już św.pamięci) po alkoholowej libacji zaczął wspominać jak po wojnie z
    kolegami chodzili do krypty w świerklanieckim parku i przeszukiwali trumny. I
    był to facet niestety z za Brynicy, żaden Ślązak związany z rodziną hrabiów nie
    odważył by się na takie świętokradztwo i bezczeszczenie grobłów. Nie chciałbym
    być posądzany o stronniczość ale to ludzie nie związani z ta ziemią
    doprowadzili do rozkradzenia i spalenia pałacu, wysadzenia w powietrze starego
    zamku, wywiezienia zabytkowej bramy do WPKiW w Chorzowie(którego budowę
    nadzorował osobiście niejaki Ziętek). A kto wtedy był u władzy to można
    przeczytać w podręcznikach szkolnych.
      

!!! I JESZCZE TAKIE COŚ ...


http://katowice.wyborcza.pl/katowice/1,35063,19392150,niech-pan-powie-kim-pan-byl-generale-jerzy-zietek.html#BoxLokKatImg



W ostatnich latach nie ma drugiego człowieka na Górnym Śląsku, który wywoływałby tyle sporów co Ziętek. Zwolennicy przypisują mu wyłącznie wielkie dzieła. To on miał zbudować największe katowickie Osiedle Tysiąclecia, Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku ze stadionem na 100 tys. widzów i to on zmienił oblicze śródmieścia Katowic, budując tu Spodek, domy towarowe, hotele. Z Ustronia zrobił miejscowość turystyczną i połączył ją z aglomeracją górnośląską czteropasmową drogą. Czasami z samego rana zakładał gumowce i kazał się zawieźć na budowę, żeby żaden dyrektor nie mógł mu zamydlić oczu.

Z robotnikami godoł po śląsku i również za to był bardzo lubiany. I za to, że się nie wywyższał.


Generał Ziętek nie oglądał się na przepisy

Przeciwnicy na takie pochwały się obruszają. Niektórzy zapewniają, że wielkie inwestycje przypisywane Ziętkowi i tak by zostały zrealizowane bez niego. Inni z przekąsem dodają, że Ziętek poczynał sobie w taki sposób, że dziś pewnie poszedłby siedzieć, bo podejmował decyzje sprzeczne z przepisami i wydawał lekką ręką pieniądze bez oglądania się na przepisy. Tak miało się dziać np. przy budowie Spodka i WPKiW, czyli dzisiejszego Parku Śląskiego. Ziętek wzywał do siebie dyrektorów przedsiębiorstw, którzy formalnie mu nie podlegali, i wymuszał na nich, żeby przekazywali na budowę sprzęt, materiały i swoich pracowników.

Z takiego stylu zarządzania od lat naśmiewają się, również na naszych łamach, nawet te osoby, które Ziętka mimo wszystko cenią. Nieodżałowany Michał Smolorz pisał o Ziętku, który niczym dobry car rozdawał różne dobra. W dzisiejszych czasach nie do pomyślenia! Czyżby? Z różnych komentarzy, zarówno tych krytycznych, jak i pochwalnych wobec Ziętka, wyziera tęsknota za władzą pojmowaną jako instytucja omnipotentna, a jednocześnie po ludzku serdeczna. Taki właśnie był Jerzy Ziętek, a w każdym razie tak go w zbiorowej pamięci zachowali Ślązacy.


Generał Jerzy Ziętek niczym dobry car

Ziętek sam swój wizerunek dobrego cara budował. Zaczął jeszcze przed II wojną światową jako naczelnik (burmistrz) Radzionkowa, inicjując różne inwestycje, które zyskały mu poklask mieszkańców. Osoby z taką jak on, sanacyjną kartą, w PRL-u były na cenzurowanym, ale Ziętek, który w 1945 r. wrócił w mundurze podpułkownika, świetnie w nowej rzeczywistości się odnalazł. Przez następne 30 lat był jednym z najważniejszych urzędników w województwie, przeważnie jako wicewojewoda. Dla jednych to dziś wystarczająca podstawa, by nazywać go komunistą. Inni w tej zamianie ról - z sanacyjnego naczelnika Radzionkowa na PRL-owskiego dygnitarza - widzą dowód na koniunkturalizm. Jedni i drudzy przy takich rozliczeniach zapominają dodać, że Ziętek przez elitę władzy traktowany był nieufnie. Zawsze fundowano mu, a właściwie stawiano nad nim, kogoś pewniejszego. Przy Aleksandrze Zawadzkim, Edwardzie Gierku i kolejnych partyjnych sekretarzach, których nazwiska poszły w zapomnienie, Ziętek był od roboty.

Najwyraźniej ta rola jemu też odpowiadała.


Sowiecki agent i dzielny powstaniec

Nie znaczy to, oczywiście, że nie obciążają go decyzje tamtej epoki. Za Bieruta Ziętek brał czynny udział przy wyrzucaniu biskupów katowickich, a miłośnicy starej architektury do listy przewin dodaliby pewnie np. zburzenie pałacu (a właściwie resztek po nim) Donnersmarcków w Świerklańcu. Jednak nazywanie Ziętka partyjnym aparatczykiem to nadużycie.



Na to, że nie pasował do stereotypu PRL-owskich dygnitarzy, jako pierwsi zwrócili uwagę chyba Jerzy Segel i Andrzej Wasilkowski, dwaj reporterzy tygodnika "Po Prostu". W tekście, który napisali pod koniec 1956 r., gdy Katowice dopiero co przestały być Stalinogrodem, obśmiali zachowania Ziętka, ale w gruncie rzeczy wystawili mu pozytywne świadectwo. Opisali Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku oraz planetarium i przytoczyli wiele liczb obrazujących inwestycje zapoczątkowane przez ówczesnego wiceprzewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej. Nazwali je "pomnikiem własnej chwały" Ziętka.

Ziętkowi ten artykuł nie zaszkodził i może dobrze się stało, bo dopiero po 1956 r. miała powstać większość dzieł, których autorstwo, słusznie czy na wyrost, jemu się przypisuje.

Wiele spraw w jego życiorysie pozostaje niejasnych. Plotkowano, że działał jako sowiecki agent, czego nigdy nie dementował, ale papierów na to nie ma.

Żadne wiarygodne dokumenty nie potwierdzają też opowieści o jego bohaterskiej walce w trakcie powstań śląskich. Owszem, wziął w nich udział, ale żadnej ważnej roli nie odegrał. Cóż to jednak miało za znaczenie dla powstańczych weteranów, gdy Ziętek zapewnił im opiekę?


Za mało miarodajne, a na pewno nieobiektywne, można też uznać relacje osób, które z Ziętkiem współpracowały, a przynajmniej miały okazję go poznać. Ale warto w te głosy się wsłuchać. Dwaj emerytowani urzędnicy opowiadali mi pewnego razu, że Ziętek wierzył we władzę ludową i traktował ją dosłownie. Był szczęśliwy, gdy mógł pomóc, i płakał, gdy był bezradny. Pijawki z białego domu, jak nazywał funkcjonariuszy z Komitetu Wojewódzkiego PZPR, chciały utopić go w łyżce wody, ale w urzędzie wojewódzkim wszyscy go szanowali. Nawet w prywatnych rozmowach nie nazywali go inaczej jak "Wielki Jorg".


Tajemnica sukcesów ZIętka

Wśród różnych bon motów przypisywanych Ziętkowi, dwa moje ulubione wygłosić miał już u schyłku kariery. Obydwa wiele mówią o jego charakterze. Pewnego dnia, gdy tłumaczył się z jakiejś kosztownej inwestycji, powiedział, że socjalizm jest dla ludzi. To zamykało, jego zdaniem, dyskusję - przecież niczego nie ukradł, więc o co się go czepiają?

Innym znów razem ktoś zagadnął go o to, jaką mądrością kierował się w życiu.


Ziętek w odpowiedzi poczęstował go taką filozoficzną sentencją: - Jedno, co wiem na pewno, to że piwo jest najlepsze na kaca.


Chyba na tym polegała tajemnica jego sukcesów - Ziętek mówił mało i nigdy nie było wiadomo, co myśli naprawdę.




+ to:


Dlaczego Ślązacy kochają Jerzego Ziętka? - Skąd wziął się ten fenomen?

Autor: mh


W listopadzie ubiegłego roku w centrum Katowic stanął pomnik wojewody śląskiego generała Jerzego Ziętka. Otyły starszy pan z brązu, podpierający się laseczką wygląda dobrotliwie i ciepło. Dlaczego Ślązaków - przywiązanych do tradycji i zakorzenionych w religii - połączyła idea budowy pomnika komunistycznego dygnitarza? Jerzy Ziętek – powstaniec śląski, przed II wojną światową młody urzędnik sanacji, naczelnik gminy Radzionków. W 1945 powrócił na Śląsk jako komunistyczny namiestnik, zastępca i prawa ręka wojewody generała Aleksandra Zawadzkiego Awansowany w PRL-u do stopnia generała przeszedł do legendy jako „stary Jorg”. Chociaż tak naprawdę w generalskim mundurze wydaje się z perspektywy czasu równie groteskowy jak inny starzec -generał Jan Dobraczyński. Ten jednak napisał przynajmniej kilka dobrych książek.

Dzisiaj kult Jerzego Ziętka osoby połączył rozmaite środowiska Ślązaków. Dobra pamięć o Ziętku to nie tylko wyraz tęsknoty za iluzorycznym rajem Polski Ludowej. To przede wszystkim wyraz śląskich kompleksów i – czasem słusznych – żalów; bez poczucia śląskiej krzywdy Ziętek pewnie dawno odszedłby w niepamięć tak samo jak budowniczowie Trasy Łazienkowskiej czy Dworca Centralnego w Warszawie. A tymczasem w roku 2005 nie brakuje w katowickiem gorliwych apostołów chwały Ziętka, wśród nich znajduje się m.in. reżyser i senator Kazimierz Kutz. W plebiscycie lokalnego dodatku „Gazety Wyborczej” kilka lat temu Jerzy Ziętek zajął drugie miejsce wśród „Ślązaków stulecia” – zaraz po Wojciechu Korfantym. Dziś kult jego osoby krzewi zarówno lokalny dodatek „Gazety Wyborczej”, próbujący rewidować mit obrony przez śląskich harcerzy katowickiej wieży spadochronowej, jak i środowiska skupione wokół miesięcznika „Śląsk”, protestującego przeciw opieraniu wiedzy o obronie Katowic we wrześniu 1939 roku przede wszystkim na raportach niemieckiego generała. Jedni i drudzy mówią jednym głosem, gdy przyjdzie do Ziętka i jego apoteozy, której najbardziej jaskrawym wyrazem jest wzniesienie pomnika Jerzego Ziętka przy katowickim Rondzie, tuż obok najważniejszego w tym regionie monumentu – trzech skrzydeł, pomnika powstań śląskich. Ten fakt należy potraktować o wiele poważniej niż pojawiające się raz po raz w całej Polsce ciągoty do uczczenia Edwarda Gierka. Te można wytłumaczyć – posłużmy się tutaj metaforycznym skrótem - tęsknotą do złudzeń socjalizmu. Natomiast to, co dzieje się wokół postaci Ziętka nie wydaje się bynajmniej hucpą. Ta osoba została ważnym wyznacznikiem śląskiej tożsamości. Jerzy Ziętek w świadomości śląskich elit i prostych ludzi funkcjonuje dziś jako dobry gospodarz, potrafiący o tę ziemię dbać. Dopiero w drugim rzędzie zwraca się uwagę, iż był przykładem „dobrego komunisty” z akcentem na przymiotnik i predylekcją do coraz częstszego pomijania rzeczownika. Tymczasem wyrażenie „dobry komunista” to typowy oksymoron. Jerzy Ziętek urodził się w 1901 roku. Jako peowiak uczestniczył w akcji plebiscytowej na Śląsku i zdążył „załapać się” na walki w III tutejszym powstaniu, choć był to raczej epizod. Później jako urzędnik powiatowy w Tarnowskich Górach związał się z chadecją Wojciecha Korfantego. Po przewrocie majowym dokonał pierwszej wolty w życiu i odkrył w sobie piłsudczyka. Był naprzód komisarycznym zarządcą, a potem – przez 10 lat, do 1939 roku – naczelnikiem gminy Radzionków. Już wtedy zwrócił uwagę jako dobry administrator, ale również szczwany i bezwzględny polityczny gracz. Po wybuchu wojny, uciekając przed Niemcami znalazł się na terenach zajętych przez Sowietów. W niejasnych okolicznościach trafił aż na Kaukaz, a później odnalazł się w obozie w Sielcach nad Oką. Tam został oficerem politycznym 2. Dywizji Piechoty LWP. Faktu powierzenia mu takiej funkcji nie sposób tłumaczyć przypadkiem. Czym zdobył zaufanie Ziętek, że powierzono mu funkcję politruka? Czy zataił swoją przeszłość w sanacyjnej administracji, czy też przekonał o tym, że będzie lojalny i użyteczny dla nowego systemu? A jeżeli przekonał - to jakimi argumentami?

Te pytania na razie pozostają bez odpowiedzi, co więcej - nie próbują ich nawet stawiać autorzy hagiograficznych biografii wojewody. 28 stycznia 1945 roku Jerzy Ziętek przyjechał do Katowic, gdzie wojewoda śląski Aleksander Zawadzki mianował go swoim zastępcą. Urzędowanie rozpoczął w gabinecie wielkiego przedwojennego wojewody Michała Grażyńskiego. Wtedy zaczęła się oszałamiająca – jak na funkcjonariusza przedwojennej sanacji - kariera „Jorga” w strukturach komunistycznej władzy. Czy jego postawę można porównać, z zachowaniem szacunku dla wszystkich różnic, do postaci Bolesława Piaseckiego? Na jakie kompromisy poszedł Ziętek i jaką cenę zapłacił za postawę, którą dziś jego hagiografowie określają mianem pragmatyzmu? Z inspiracji i pod protektoratem Jerzego Ziętka zbudowano w Katowicach Pałac Młodzieży im. Bieruta i uznawany do dziś za jego „exegi monumentum” Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku. W czasach stalinowskich na krótko odsunięty został na boczny tor partyjny, jednak pozwolono mu dalej działać w administracji. To kolejny frapujący punkt w jego biografii – wszak działo się to w czasach, kiedy z przeciwnikami rozprawiano się bardzo ostro. Później powrócił - praktycznie rządził Śląskiem – m.in. jako wiceprzewodniczący i przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej – przez lata w tandemie z Edwardem Gierkiem. W tym duecie Gierek był od polityki, Ziętek – od gospodarki oraz infrastruktury. Dopiero kiedy Gierek został I sekretarzem KC – Ziętek nie umiał ułożyć sobie współpracy z jego następcą w województwie Zdzisławem Grudniem i w rezultacie przegrał z nim rywalizację o wpływy i faktyczną władzę. Ale nie chodzi tylko o inwestycje, jakich region doczekał się pod jego okiem. Prawdziwym powodem miłości Ślązaków do generała Jerzego Ziętka wydaje się właśnie jego śląskość – przez lata oraz bez ogródek i kompleksów manifestowana, a nawet podkreślana. „Stary Jorg” konsekwentnie posługiwał się gwarą, na tym poziomie nigdy nie zaparł się swojej tożsamości. I powiedzmy to jasno: tak naprawdę prawdziwej santyfikacji tej postaci w śląskiej świadomości dokonał jego konflikt z I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach z lat 70., podówczas wszechwładnym „cysorzem” Zdzisławem Grudniem oraz jego ekipą. Zarówno Gierek, jak i Grudzień pochodzili z Sosnowca. Są więc Ślązakami jedynie z perspektywy Warszawy i reszty Polski. Dla Ślązaków zawsze byli i pozostaną „gorolami” (obcymi) zza Brynicy – na tej rzece przebiegała granica pomiędzy rosyjską Kongresówką a pruskim Śląskiem. Ta pierwsza była biedna i zacofana, ten drugi przemysłowy i pełen „ordnungu” (porządku). Kongresówka była czerwona, Śląsk chrześcijański. Ten podział utrzymuje się zresztą do dziś – dość spojrzeć na wyniki kolejnych wyborów, w których w Zagłębiu znacznie lepszy wynik uzyskuje SLD. Dla Ślązaków rządy goroli (czytaj – chamów) zza Brynicy były największym policzkiem jakiego mogli doświadczyć. Odsunięcie Ziętka – symbolem zawłaszczania śląskich sukcesów przez „chadziajstwo” z czerwonego Zagłębia. Dla współczesnych Ślązaków postać Jerzego Ziętka odgrywa prostą rolę symbolu: można pozostawać u steru władzy i nie wstydzić się swego pochodzenia, co więcej – podkreślać je i afirmować. To swoiste odreagowanie na lata traktowania gospodarzy tej ziemi jak obywateli drugiej kategorii – tak działo się i w Niemczech, i w Polsce – zwłaszcza tej komunistycznej. To odreagowanie za okres tępienia gwary, za czas panoszenia się „obcych” – naprzód tych przybyłych zza Buga, potem zza Brynicy, obecnie zaś – faktu, iż za kluczowymi dla regionu decyzjami stoi „warszawka”. Ślązacy przez lata czuli się pomiatani na swojej ziemi, zaś Ziętek był dla nich przykładem, iż tak wcale być nie musi. Jest również Ziętek lekarstwem na współczesne poczucie śląskiej krzywdy – na Śląsku do powszechnych należy odczucie, że „Polska” przez dziesięciolecia eksploatowała ten region, teraz zaś – odwróciła się odeń, zostawiając sam na sam z problemami, jakie wynikły m.in. z restrukturyzacji (czytaj: dramatycznego ograniczenia) górnictwa. Oczywiście do tych wątków dzisiaj Ślązacy dorobili wznioślejszą ideologię. Henryk Buszko, przewodniczący Zarządu Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Generała Jerzego Ziętka mówił w wywiadzie prasowym: „(...) był nie tylko wojewodą śląskim, ale i mężem stanu na skalę ogólnopolską. (...) Ziętek znany był z tego, że otaczał się fachowcami, respektował ich wiedzę, nie podejmował decyzję bez ich opinii.” Jednak te słowa tak naprawdę wystawiają kiepskie świadectwo kwalifikacji aparatczyka z ambicjami na regionalnego męża stanu. Żeby być wielkim, wystarczyło mu wypełnić coś, co dziś wydaje się minimum, jakiego należy wymagać od polityka.

Powiedzmy szczerze – postać Jerzego Ziętka nie nadaje się na pomniki. Bo czyż może na nich stanąć zdrajca? Powszechna jest dziś taka interpretacja ostatniego sześćdziesięciolecia: nie można potępiać tych, którzy działali w strukturach PRL-owskiej władzy, bo wybierali mniejsze zło i starali się realizować, co można – mimo historycznych ograniczeń. Tych słów w żaden sposób nie można jednak odnieść do Ziętka. Kiedy przybywał na Śląsk jako namiestnik z komunistycznego nadania – w kraju trwało Powstanie Antysowieckie, walczyły oddziały niepodległościowej partyzantki. Z takiego punktu widzenia Ziętek był kolaborantem. Nie tylko jako przedwojenny urzędnik państwa polskiego, lecz także jako Ślązak. Tysiące jego ziomków wywożono wówczas do niewolniczej pracy w kopalniach Donbasu. Wielu z nich nie wróciło. Ziętek patrzył na to z pozycji sojusznika kata. Podnoszonych przez historyków dokumentów, iż interweniował w jakiś pojedynczych sprawach nie sposób brać za usprawiedliwienie. Brak sprzeciwu oznaczał mimo wszystko akceptację, „mniejsze zło” pozostaje złem. Przybył na Śląsk jako współpracownik sowieckich okupantów. Dziś jego decyzję próbuje się tłumaczyć pragmatyzmem, choć była ona raczej wyrazem chęci zrobienia kariery w każdych warunkach i za każdą cenę. Bo czyż przez sześć lat wojny powstaniec i piłsudczyk mógł się stać ideowym komunistą? Koniunkturalizm Ziętka koresponduje z pewną śląską cechą, o której w katowickim dziś rzadko się mówi: umiejętnością przystosowywania się do różnych warunków – także państw i zbrodniczych ideologii. A mit „starego Jorga” dobrego gospodarza? W czasach komunizmu, żeby być dobrym gospodarzem wystarczyło posiadać telefon i polityczne przełożenie. Dysponując takimi narzędziami wszystko mógłby także załatwić koń albo... małpa. Ziętek miał jeszcze swoją „krykę” (laskę), którą w razie potrzeby potrafił niektórym towarzyszom pogrozić niczym dziadek niesfornym wnukom. Stąd brały się powtarzane do dnia dzisiejszego opowieści jak chwytał za telefon, by kogoś „opieprzyć” lub za pióro, żeby podpisać decyzję – i załatwiał przydział na samochód albo remont jakiegoś dachu. Załatwiał tym, którym udało się dostać przed jego oblicze. Interwencja w pojedynczych sprawach nie mogła jednak zmienić ówczesnej rzeczywistości. Była za to zdolna tworzyć legendę Ziętka. Oczywiście – posiadał wojewoda i pozytywne cechy. Nie lubił karierowiczostwa (!) i powszechnego w realsocjalizmie braku kompetencji (zwłaszcza u „goroli”). Pewne rysy tej złożonej bądź co bądź osobowości były wręcz wymarzone do budowania legendy: bezpośredni w kontaktach z ludźmi, od których nie odgradzał się tłumem urzędników i którym potrafił coś szybko i bez znajomości załatwić. A przy okazji sybaryta, wlewający w siebie ogromne ilości alkoholu, na który był niesamowicie odporny (potrafił zjeść dwie golonki, zapijając je litrem wódki). Żeby nie cuchnąć alkoholem zażerał się czosnkiem. Pod tak barwnymi rysami łatwo było jednak ukryć rzeczywiste oblicze komunistycznego aparatczyka, jakim bez wątpienia pozostawał. Po publikacji tego tekstu (w znaczącym tytule może ukazać się jedynie poza Śląskiem) nadejdzie zapewne ze Śląska kilkadziesiąt kilogramów polemik. I każda z nich będzie mimo wszystko dowodem, że warto Ślązakom mówić, iż tak naprawdę ich miłość do Ziętka jest wyrazem śląskich kompleksów, niedowartościowania, oraz tęsknoty za dawną pozycją i znaczeniem tego regionu. Budując mu pomnik – Ślązacy chwalą a nie dobre czasy, lecz czasy, w których im było dobrze.

Marcin Hałaś

https://www.granice.pl/publicystyka/jerzy-zietek-dziwny-fenomen-komunisty/18/1








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz